niedziela, 6 marca 2016

Kropla życia.. czyli moja historia laktacyjna



Temat karmienia piersią pojawił się właściwie dopiero jak mój Pierworodny buszował już całkiem uporczywie w brzuszku.. ograniczył się on jednak tylko do jednego:"Chciałabym karmić piersią." Koniec. Kropka. 
Oczywiście było to raczej chłodne stwierdzenie i świat się przecież nie zawali jak podam dziecku mieszankę.. w końcu to takie samo mleko.. no dobra.. powiedzmy, że niewiele się różni.. oj.. jakaż ja byłam nieświadoma.. 
Nie będę się tu jednak rozpisywać na temat mleka kobiecego i jego cech, zalet itd. Od tego są bardziej wyedukowani ode mnie. Zachęcam do zaglądania na blog Hafji, tam znajdziecie przydatne rzeczy dotyczące karmienia piersią i przede wszystkim rozwiejecie swoje wątpliwości.

Dziś zastanawia mnie jedno. Dlaczego nikt nie drąży tematu jak jeszcze jest czas się przygotować? Dlaczego na każdym kroku bombardują nas designerskimi wózkami, łóżeczkami z baldachimem, markowymi ciuszkami, a kropką nad i jest oczywiście mleko modyfikowane? 
A ja się pytam, gdzie w tym wszystkim dziecko, na które tak czekamy? Przecież Jemu do szczęścia nie potrzebne jest to wszystko.. on potrzebuje tylko matki.. jej bliskości, zapachu.. jej mleczka i wszystko co z nią związane.. bo innego świata nie zna.. innego świata się lęka.

Cóż zanim do tego doszłam, musiało potrwać.. z Pierworodnym w brzuchu żyłam jeszcze w tej błogiej niewiedzy.. dopiero jak się urodził nagle wszystkich olśniło, że Dziecię trzeba karmić.. zupełnie tak, jakby nikt wcześniej o tym nie wiedział.. i te ciągłe pytania:
- Karmisz? 
- Przesypia Ci noce, czy musisz karmić?

Kurde.. aż się chce odpowiedzieć, zgodnie ze słowami mojej koleżanki, odjazdowej i dosadnej blogerki Noemi: "Nie, głodzę!"

a potem:
- Jeszcze karmisz?
- A czy on nie jest już za duży?
- Zacznij go odstawiać, bo uzależnisz od siebie dziecko.
- Odstaw już, jak długo chcesz go jeszcze karmić? Do 18-stki?

Nosz kurka.. będę karmić jak mi się chce i nikomu do tego.. i powtórzę zgodnie z hasłem na mojej koszulce: "Tak, nadal karmię. Nie, to nie Twoja sprawa". A dla trujących mi d.. dodam, że będę tak długo karmić, aż nie znajdzie sobie innych cycków :P

Jak to jest, że kiedy już Dzieciątko się urodzi i karmimy, to nagle wszyscy "życzliwi" mówią nam jak i kiedy karmić.. co jaki czas, do kiedy.. kiedy i w jaki sposób rozszerzać dietę? A kiedy wcześniej była potrzebna pomoc w kwestii edukacji laktacyjnej - to nikogo nie było..

No ale zacznę od początku.. nie było kolorowo.. zresztą jak całe macierzyństwo nie jest kolorowe, jak próbują nam wmówić wszyscy dookoła.. pokazując uśmiechnięte, wypoczęte mamusie, lśniący czystością dom, uśmiechnięte i pachnące niemowlaczki.. ehh.. niewątpliwie to cudowny czas.. ale nie tylko usłany różami. Wymaga on od nas niesłychanego wysiłku, zaangażowania.. ale większość z nas robi to z ogromnym uczuciem miłości i zadowolenia.. mimo, że czasem padamy na gębę. 

No dobra a co z tą laktacją? Wpis miał być totalnie laktacyjny, a tu jakieś wywody z serii: "uciemiężona matka wylewa swe żale". 


Tak naprawdę zaczęło mi zależeć na karmieniu piersią, kiedy po ciężkim porodzie Pierworodnego, o którym możecie poczytać tutaj, powtarzała mi tylko jedna przyjazna Pani - Oddziałowa Noworodkowa, że najważniejsze, abym teraz karmiła Dziecię piersią, bo jest mu to niezbędne do dobrego rozwoju. Taaa.. niestety to była tylko jedna osoba, która uważała to za ważne. A reszta szpitalnego personelu? Cóż, traktując mnie instrumentalnie, obmacując cycki, zachwalając moje pięknie wykształcone brodawki sutkowe (swoją drogą, z których jestem dumna :P) i tak twierdzili jednogłośnie: "nic tu nie będzie". "Pani to niech się na butle nastawi. Cyckiem karmić nie będzie." Całe szczęście, moje Dziecię było mądrzejsze od tej całej bandy niedouczonych. Praktycznie przez cały pobyt w szpitalu po porodzie dosłownie wisiał mi na piersi.. i pamiętam komentarze pielęgniarek i lekarzy, jak wchodzili do sali: "Pani jeszcze karmi?" albo "Pani znów karmi?" "Młody się zapewne nie najada." "Pani nic tam nie ma.". 

Nosz kurna.. jak przy takich komentarzach kobieta, co świeżo została matką może reagować. Załamka totalna.. karmiłam i ryczałam.. kompletnie nie wiedziałam, o co temu dziecku chodzi.. czułam się przede wszystkim niekompetentnym rodzicem, a wszyscy dookoła, utwierdzali mnie w tym zamiast wesprzeć i doradzić. Już nawet mój Wielbuond miał kupować butelki i mleko.. 

Robaczek, właściwie nie płakał.. no chyba, że go odkładałam do "akwarium". No to też Młody wciąż był ze mną, wisząc na mnie lub śpiąc. Zagubiona totalnie nie odnajdywałam się w tym.. i mimo, że usilnie trzymałam się myśli, aby karmić Go piersią, bo wiedziałam, że jest to dla Niego teraz najlepsze, to i tak kilkakrotnie dopadło mnie zwątpienie.  

Ale, całe szczęście jestem typem wrednym, co robi na przekór wszystkiemu.. i chciałam udowodnić sobie i innym, że będę karmić piersią.. i całe szczęście Młody mi jeszcze w tym pomógł. 
Jak wróciliśmy do domu, mleko dosłownie tryskało ze mnie na kilometr.. wystarczyło, że Młody tylko lekko zakwilił i już.. bar serwował wyśmienite mleczko.. 

Jak to możliwe?

To proste.. laktacja jest w głowie.. to od niej wszystko się zaczyna. Nastawienie, poukładanie sobie, o co w tym karmieniu chodzi, chęć i przede wszystkim walka.. i osiągniesz sukces. Pamiętaj jednak o tym, że jeśli sama nie jesteś tego pewna, to nikt za Ciebie nie zdecyduje! Przy dobrej pomocy i Twojej pracy - sukces gwarantowany!
Dziś z uśmiechem na twarzy i z ogromną dumą mogę tym łachudrom ze szpitala powiedzieć: "A mówiliście, że nie dam rady. a karmię do tej pory!"


No dobra, nie bez przerwy.. mieliśmy jednak małą przerwę - dwumiesięczną w karmieniu, w czasie ciąży z Rybką - moim Drugorodnym Księciem. Ale tu już byłam przygotowana i obyta w temacie, który wałkowałam dość intensywnie przy Robaczku. Byłam więc pewna, ze dam sobie radę. Od początku nastawiona byłam, że cokolwiek będzie się działo to damy radę i nikt mnie nie zagnie, a już na pewno nie przymusi do butelki.. 

Przygotowałam się odpowiednio psychicznie, uszykowałam moje tajne wspomagacze przy laktacji, dostępne w aptece (herbatki laktacyjne i femaltiker) i czekałam na poród i pierwsze dostawienie do piersi. Już w szpitalu walczyłam jak lwica o dostawienie mi dziecka do piersi. Niestety poród przez cięcie cesarskie wykluczył obecność dziecka przy mnie od początku.. ale dzięki obecności mojego Wielbuonda i wręcz upominanie się o nasze Maleństwo, mogliśmy przynajmniej prawie od razu jak wróciło czucie w nogach  (nie pamiętam po jakim czasie, ale dość szybko) cieszyć się bliskością, oczywiście kontrolowaną przez mojego męża, bo jeszcze w ogóle nie mogłam się ruszać.. nie wspominając o potwornym bólu.. ale tym się nie przejmowałam.. ja herszt baba.. nie dam się!!! 

Na noc Dziecię musiało być na oddziale neonatologicznym, po pierwsze ze względu na mój brak możności poruszania się, a po drugie musiał być na obserwacji. Dnia następnego powtórka z rozrywki mój Wielbuond pilnował, co by przywozili Malca, i wspólnymi siłami dostawialiśmy i się karmiliśmy.. Dopiero popołudniu mogłam wstać i zrobić swoje pierwsze kroki uwalniając się z mocnego uścisku wstrętnego łoża boleści.. nie było to łatwe i przyjemne.. ale czułam już się bardziej swobodnie.. w końcu od tego momentu sama mogłam nadzorować wszystko.. a jak już mnie przenieśli na oddział noworodkowy, to było wszystko o niebo łatwiejsze.
Niestety Dziecię nie mogło być ze mną jeszcze przez cały czas, bo musiał być na obserwacji ze względu na ryzyko zakażenia okołoporodowego.. Przez noc dochodziłam na odział, gdzie leżało Dziecię i karmiłam. 

Prawdziwa walka zaczęła się dnia następnego po południu.. Dzieć wisiał bez przerwy na mnie.. gorzej.. każda próba pójścia chociaż do toalety kończyła się rykiem.. potem było jeszcze gorzej.. przy piersi się wyrywał, przytulony we mnie się wyrywał, noszony zasypiał, odłożony ryczał.. i tak wciąż.. diagnoza: nie ma pokarmu.. no dobra, coś tam jest, ale zdecydowanie za mało.. jakieś kropelki, ale nie wypływa.. konieczność podania butelki.. i mój bunt - za cholerę! Chyba oszaleli! Ważenie Młodzieńca - zbyt duży spadek na wadze.. "Albo Pani poda butelkę, albo jutro będziemy zmuszeniu podłączyć mu kroplówkę, jak jeszcze bardziej zleci na wadze.. on musi do jutra przybrać. Nie chce chyba Pani zagłodzić dziecka?" Jeszcze ostatnia próba z mojej strony racjonalnego myślenia - to może laktator? Postymuluję trochę piersi jak Dziecię moje śpi.. może akurat przyspieszę.. Odpowiedź personelu była powalająca: "Po co Pani laktator? Stymulacja? Przecież nabawi się Pani nawału laktacyjnego - a z nim to sobie Pani nie poradzi. Poza tym laktatora nie ma.."
Co może czuć matka po takich słowach? Katastrofa.. a pomoc laktacyjna jeszcze gorsza.. no zagięli mnie.. przy tak stresowych sytuacjach człowiek traci umiejętność racjonalnego myślenia.. i to, co wiedziałam, nagle zniknęło gdzieś w otchłani.. skryło się w tej części mózgu, do której nie prowadzą żadne neurony.. masakra jakaś.. przynosili mleko modyfikowane, a ja ryczałam.. z sił opadłam i podałam niestety.. fatum ciążącej odpowiedzialności za zagłodzenie dziecka sprawiło, że podałam mieszankę i ryczałam, że to robię.. ale nadal walczyłam.. dowałam mieszankę, dostawiałam.. co dwie godziny mimo, że Dzieć spał - dostawiałam: czasem załapał, czasem nie.. W nocy to samo.. spałam z Nim, mimo, że mnie tam pielęgniarki ostro strofowały.. co dwie godziny pobudka i dostawianie.. podawanie mleka modyfikowanego, mój ryk i dostawianie.. i tak cały dzień i noc.. byłam wykończona psychicznie i fizycznie. 

Ale wiecie co? UDAŁO SIĘ! Przetrwałam ten straszny czas.. chyba bardziej stresujący dla mnie niż dla Dziecia, który po dostaniu butelki był zdziwiony i robił oczy jak pięć złotówek, jakby chciał powiedzieć: "O ja pierniczę, leci! Leci mleko jak z fontanny!" A dając mu cyca musiał się trochę namęczyć i naprodukować, aby tryskało mleko.. a i tak nie leciało, aż tak jak z butli.. Wyrodna matka zabrała mu fontannę a dała słomkę..

Teraz z perspektywy czasu wiem, że można by wiele zrobić.. podziałać w kierunku, aby szybciej ruszyła laktacja.. ale to jest jak z dobrze zatańczonym tangiem - do tego trzeba dwojga.. kobieta pozostawiona sama sobie, bez wsparcia, może się zagubić - zupełnie jak ja, mimo, że byłam obcykana w całym temacie..
Teraz wiem, że laktator był dobrą drogą.. przecież odciągnięte mleko mogłam zapodać Rybce albo po paluszku, przez kubeczek, łyżeczką albo cewnikiem.. Tak samo mleko modyfikowane mogło zostać podane cewnikiem, albo tzw. systemem wspomagającym karmienie piersią - pojemnik z mlekiem mama wiesza sobie na szyi, a Dziecię przystawia do piersi, jednocześnie do buzi Maleństwa wsuwa rureczkę połączoną z pojemnikiem, z którego popłynie mleko, gdy Malec zacznie ssać pierś. Jednocześnie karmimy Dzieciaczka, stymulujemy piersi do produkcji mleka, oraz zaspokajamy potrzebę bliskości.

Mój sukces trwa do dziś.. a nawet karmimy się czasem w tandemie.. czasami starszak też przyjdzie, a ja chętnie mu daję swoje mleko.. bo wiem, że to nie jest tylko mleko, to aż MLEKO - moja KROPLA ŻYCIA dla tych moich małych facetów.

A, że było ciężko, chciałam mieć pamiątkę później, kiedy już Młodzi się odstawią i z mleka zostanie tylko wspomnienie.. taką namacalną pamiątkę naszej drogi mlecznej. Pomogła nam w tym niesamowita kobieta z Milky Way Jewelry HandMade With Love


PODSUMOWUJĄC: 
Po pierwsze: Jeśli chcesz karmić piersią swoje dziecko, to przede wszystkim to rób. Nikt tego nie zrobi za Ciebie! Nie słuchaj tych, co mówią, że nie dasz rady, że nic z tego nie będzie. Przede wszystkim znajdź dobrego doradcę laktacyjnego lub promotora karmienia piersią. 

Po drugie: Spokój.. tylko on może Cię uratować!

Po trzecie: Wiedza, że laktacja nie jest w Twoich cyckach i jest zależna od wielkości biustu.. Mam biust jak ziarnko kawy, a karmię z powodzeniem dwójkę! Laktacja jest w głowie!!! 

Po czwarte: Jak jest taka potrzeba możesz się wspomóc.. dla przyjemności pij sobie herbatkę laktacyjną, a jeśli poczujesz, że pojawił się kryzys wesprzyj się Femaltikerem - słód jęczmienny w nim zawarty wspomaga laktację. 

Po piąte: Noś i przytulaj soje dziecko jak tylko możesz.. a nawet z nim wypoczywaj.. ta nieprzerwana bliskość z dzieckiem wpływa na Twoje hormony - zwiększa się poziom prolaktyny, która w dużej mierze odpowiedzialna jest za laktację.

Po szóste: Wsłuchaj się w dziecię -  to ono często potrafi nakierować na odpowiedni tor działania.

Po siódme: Olej "życzliwych", co uważają lepiej, a nie wiedzą nic. Kieruj się najnowszymi danymi, profesjonalnymi informacjami - jest ich pełno, trzeba tylko poszukać.

Po ósme: Dostawiaj, dostawiaj, dostawiaj i jeszcze raz dostawiaj do piersi!

sobota, 9 maja 2015

Konkurs!!!


Była Pogadanka o Noszeniu Dzieci w chuście, to musi przyjść czas na warsztaty :)

Wraz z Natalią na początku czerwca chcemy zorganizować warsztaty chustowe dla początkujących w Śremie. Kiedy będzie nam już znany termin i godzina, podamy tą informację później.. ale już teraz możecie zapisywać się na warsztat, bo liczba miejsc jest ograniczona, więc śpieszcie się. Możecie to robić bezpośrednio kontaktując się z nami mailowo albo telefonicznie, lub na facebooku. Gorąco zachęcamy.



Oczywiście przy takim wydarzeniu nie może zabraknąć konkursu!


Z racji tego, że Śrem walczy o wymarzony plac zabaw dla dzieci, więcej szczegółów tu, postanowiłyśmy zorganizować konkurs, aby wspomóc tą akcję, a przy okazji uczestnicy mogli wygrać bezpłatny udział w warsztacie chustowym.

Więcej szczegółów dotyczących konkursu możecie znaleźć tutaj



Pierwsza Śremska Pogadanka o Noszeniu Dzieci w Chustach


Co prawda, plakat już od dawna wisiał w Aktualnościach, i nadal wisi, choć już zdecydowanie po pogadance.. a ja jakoś nie mogłam się zabrać za napisanie kilku słów relacjonujących to wydarzenie.

Z wielkim opóźnieniem, bo pogadanka miała miejsce 12 kwietnia, ale nadrabiam zaległości.. mam nadzieję, że wybaczycie mi to zaniedbanie.


Z ogromną przyjemnością, wraz z Natalią (Chustownik - doradca noszenia ClauWi) miałyśmy możliwość po raz pierwszy urządzić pogadankę na temat noszenia dzieci w chuście. Na spotkaniu opowiedziałyśmy kim są noszaki, jak noszenie w chuście wpływa na prawidłowy rozwój emocjonalny i fizyczny dziecka, przedstawiłyśmy rozwój kręgosłupa i stawów biodrowych w pierwszym roku życia, a także powiedziałyśmy jak prawidłowo wpierać ten rozwój. Dodatkowo uczestnicy zobaczyli jak w prawidłowy i bezpieczny sposób zawiązać chustę, a także mogli obejrzeć i "pomacać" chusty, oraz dowiedzieli się w jaki sposób dobrać właściwą chustę dla siebie. Na koniec odpowiedziałyśmy na wszelkie nurtujące pytania.

A oto fotorelacja z pogadanki, którą mogę Wam zaprezentować dzięki wspaniałej pracy Asi (La Petite Photo).












































piątek, 13 lutego 2015

Wcześniaki.. można nosić w chuście, czy nie można?


Czasem zanim jeszcze nasze ukochane Maleństwo pojawi się na świecie, już wiemy, że tak jak było ono noszone pod sercem, tak i po wykluciu będzie noszone.. ale tym razem z główką położoną na sercu :) Czekamy więc z niecierpliwie, aż przyjdzie jego czas, z utęsknieniem spoglądając na świeżo zakupioną chustę, aby móc w ten sposób przytulać i pokazywać świat naszemu Dziecięciu.. A co jeśli czas przyjścia naszego Maleństwa nadejdzie za wcześnie? Czy można takie kruszynki nosić w chuście?

Odpowiedź nie dla wszystkich jest oczywista.. ale w czystym sumieniem powiem, że wręcz NALEŻY nosić wtedy dzieciątko! Ktoś zapyta: "ale jak to?". No tak to.. po prostu.. zupełnie normalnie, a może nawet i intensywniej niż dzieciaczki urodzone o czasie. Przede wszystkim jest to dlatego ważne, że aktywność ruchowa (dość intensywna w brzuszku mamy), takiego wcześniaka została zbyt szybko przerwana. Aktywność ta wspomagała rozwój wszystkich zmysłów dziecka, a przede wszystkim zmysł dotyku, pozycji ciała i pozycji poszczególnych części ciała względem siebie.. a jak wiemy u maleństw urodzonych przed czasem często mogą pojawić się zaburzenia integracji sensorycznej.. Jak więc pomóc takiemu dziecku? Na pewno wspomagać i stymulować czucie głębokie.. a można to robić właśnie poprzez noszenie w chuście. 
A wiecie, że w Niemczech na oddziałach neonatologicznych pielęgniarki noszą wcześniaki w chustach? Ano noszą.. i jest to coraz bardziej powszechne.. dla tych co nie wierzą zdjęcie poniżej :P wygmerane z gazety "Mam(y) wcześniaka" nr 2 znalezionej tu.

Wiecie, że z racji swej niedojrzałości, wcześniaki odnoszą zdecydowanie więcej korzyści z noszenia w chuście niż dzieciaczki urodzone o czasie? Dzieci urodzone przedwcześnie często mają zaburzony układ termoregulacji i wymagają ogrzewania.. noszenie w chuście daje im możliwość korzystania z ciepłoty ciała rodzica, szczególnie mamy, gdyż najczęściej temperatura ciała kobiety jest nieco wyższa po porodzie niż normalnie. Bliski kontakt, jaki umożliwia chusta daje dziecku poczucie bezpieczeństwa, to swoiste przedłużenie fazy embrionalnej, która była zdecydowanie zbyt krótka. Warunki w chuście bardzo przypominają warunki jakie posiadał malec w brzuszku mamusinym, czyli jest ciasno, ciepło, słyszy bicie sercaDzieciaczek ma poczucie przebywania w znanym sobie otoczeniu, chusta daje granice przestrzenne i poczucie granicy swojego ciała. Noszenie pobudza mózg dziecka do działania, a co za tym idzie wspomaga stymulację móżdżku odpowiedzialnego za zmysł równowagi i motorykę dziecka. Wcześniaki są dziećmi bardzo wrażliwymi i szybko stresującymi się, chusta i noszenie w niej na pewno działa uspokajająco. Chusta wspomaga również zachowanie prawidłowej pozycji kręgosłupa i bioderek dziecka. Więcej na temat korzyści noszenia w chuście tutaj i tutaj

Oczywiście, jeśli już podejmiemy się noszenia w chuście dzieci przedwcześnie urodzonych musimy pamiętać o pewnych zasadach. Pierwsze próby zamotania wcześniaka w chuście można podjąć w momencie kiedy dziecko samodzielnie oddycha i jest przynajmniej okresowo wyciągane z inkubatora, a jego masa ciała musi wynosić co najmniej 1500 g. 
Do noszenia tak małych dzieci potrzebna jest odpowiednia chusta skośno-krzyżowa, która nie jest standardową chustą dostępną u producentów, gdyż ma ona szerokość ok. 45 cm. Taka chusta będzie potrzebna przynajmniej do momentu osiągnięcia przez dziecko wagi 3500 g. Najczęściej taką chustę mogą udostępnić i wypożyczyć doradcy noszenia. 
Noszenie wcześniaków zawsze powinno być skonsultowane z lekarzem prowadzącym, który określi czy stan zdrowia pozwala na chustonoszenie. Trzeba pamiętać, aby pokazać lekarzowi w jaki sposób wiążemy. Często lekarze nie zdają sobie do końca sprawy jak dane wiązanie wygląda i jaką pozycję w nim dziecko przyjmuje, w związku z czym konsultuj raczej nie samą chęć noszenia w chuście, ale przede wszystkim sposób noszenia! 
Wcześniak to nie tylko mniejszy noworodek.. to dzieciątko, do którego trzeba mieć odpowiednie podejście, w związku z czym bardzo ważną rolę w nauce motania odgrywa doradca noszenia, który w odpowiedni sposób nauczy jak nosić. Noszenie w chuście tak maleńkich dzieci często sprawia wiele trudności, więc najbezpieczniej jest skonsultować się ze specjalistą. Przy noszeniu w chuście dzieci przedwcześnie urodzonych, niezbędne jest indywidualne i bardzo uważne podejście do dziecka, a także opanowanie i spokój. Dzieci te są bardzo wrażliwe, szybko się stresują i trudniej jest im przystosować się do nowych warunków, sytuacji i bodźców. Poza tym wcześniaki same z siebie nie potrafią przyjąć prawidłowej pozycji zgięciowo-odwiedzeniowej, a więc noszący musi mu w tym pomóc. 

Polecanym wiązaniem dla dzieci przedwcześnie urodzonych jest wiązanie kangurek, gdyż to wiązanie umożliwia najbardziej optymalną pozycję dla dziecka a dodatkowo wspiera prawidłową postawę noszącego. w tym wiązaniu jesteśmy wstanie uzyskać optymalne zgięcie nóżek i małe odwiedzenie. Dodatkowo godna polecenia jest również chusta kółkowa, gdyż w niej również uzyskamy małe odwiedzenie nóżek i odpowiednie zgięcie. Pamiętać trzeba, aby wiązanie było bardzo dobrze dociągnięte, gdyż wtedy dokładnie przeniesie ciężar dziecka na rodzica, odciążając tym samym kręgosłup niemowlęcia.

wtorek, 27 stycznia 2015

Mity o noszeniu dzieciaczków w chuście


Każdy, kto podjął decyzję o noszeniu swojego dzieciaczka w chuście, zapewne obawiał się różnych rzeczy z tym związanych.. a kiedy już jakoś poukładał sobie w głowie swoje za i przeciw, i zdecydował się na skorzystanie z chusty, spotkał się z różnymi komentarzami na ten temat.. czasem również dość negatywnymi, które czasem rodziły pewien niepokój: "czy, aby na pewno to, co robię jest słuszne?".
Zaś tym, co nie mogą zdecydować się na noszenie swych pociech w chuście, może ten post pomoże rozwiać ich wątpliwości..

Opowiem Wam o tym, jak bardzo nałogowo próbowali mnie odwieźć od noszenia mojego Robaczka:

1. "Nie noś, bo się przyzwyczai" - chyba słyszą to nie tylko ci, co noszą w chuście.. ja słyszałam to nagminnie nie tylko przy chustowaniu, ale również przy noszeniu na rękach.. cóż.. odpowiedź jest tylko jedna.. jeśli rzeczywiście noszenie przyzwyczaja, to mój Robaczek już dawno się do tego przyzwyczaił.. Dlaczego? Bo przecież, przez całą ciążę był noszony, nie da się przecież odłożyć brzuszka na półkę i powiedzieć: "tam się rozwijaj Młody, a jak przyjdzie czas wyklucia, to wtedy zamontuję sobie z powrotem Ciebie na brzuszku".. Poza tym prawda jest taka, że mój Robaczek był noszony od zawsze i w brzuszku, i w momencie, kiedy tylko wyszedł poza brzuszek również.. Efekt: odkąd potrafi w jakikolwiek sposób się przemieszczać, zrobił się zdecydowanie samodzielny.. woli sam pokonywać pewne odległości.. a odkąd zaczął sam chodzić, chętnie korzysta ze swoich nóżek.. Oczywiście lubi czasem przyjść do mnie i wyciągnąć ręce jakby chciał powiedzieć: "winda w górę", ale raczej robi to wtedy, kiedy chce coś zobaczyć z góry (z mojej perspektywy), kiedy jest zmęczony lub po prostu kiedy chciałby się utulić i ugłaskać. 

2. "Twój kręgosłup ucierpi i będziesz mieć w przyszłości problemy", "Przy problemach w kręgosłupem nie możesz nosić w chuście" - przy noszeniu na rękach może i tak, ale w chuście? Nie ma takiej możliwości! Przynajmniej dwa wiązania wspomagają odpowiednią postawę noszącego. Jest nim kangurek, gdyż cały ciężar dziecka rozłożony jest na całej powierzchni kręgosłupa, ze względu na szeroko i równomiernie rozłożone poły. Drugim wiązaniem jest plecak prosty, gdyż dziecko noszone jest na plecach, co wspomaga utrzymanie pozycji wyprostowanej u noszącego. Dodatkowo, warto wiedzieć, że przy dobrze zawiązanej chuście, kręgosłup właściwie nie boli.. nawet przy kilkugodzinnym noszeniu nie odczuwa się bólu kręgosłupa.. ale trzeba zapamiętać, że tylko przy prawidłowo zamotanym dziecku w chuście. Próbowaliście kiedyś nosić choćby godzinę dzieciaczka na rękach, bez użycia chusty? Nie tylko ręce odpadają, ale również kręgosłup nie daje rady.. wiem coś o tym. 

3. "Zrobisz krzywdę dziecku" - tak jak informacją, że może się przyzwyczaić czy, że mój kręgosłup na tym ucierpi, jakoś nigdy się nie przejmowałam.. tak próba wmówienia mi, że robię takim noszeniem największą krzywdę dziecku powodowała, że zapalała się w mojej głowie czerwona lampka: "a co jeśli mają rację?". Całe szczęście nie mają! Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Przede wszystkim ważna jest odpowiednia chusta. Musi być wykonana splotem skośno-krzyżowym, gdyż taka dociągnie się odpowiednio, a także pracuje zarówno wzdłuż jak i w poprzek, co powoduje, że otula dziecko równomiernie. Otulone jak bandażem dziecko właściwie nie siedzi, tylko jest przyklejone do noszącego, w związku z czym noszący przyjmuje funkcję amortyzatora, więc żadne drgania czy nierówna droga nie są wstanie źle wpłynąć na dzieciątko. Dobrze wykonane wiązanie spowoduje, że dziecko nie jest wstanie wypaść z chusty, gdyż jest na całej powierzchni swego ciałka zabezpieczone. Dodatkowo odpowiednia pozycja zgięciowo-odwiedzeniowa (tzw. pozycja żabki) i odpowiednie podwinięcie miednicy powoduje, że dziecko przyjmuje pozycję całkowitej kifozy (czyli fizjologiczne zaokrąglenie plecków w tzw. literę C) co w żaden sposób nie obciąża kręgosłupa, lecz wręcz pozwala mu odpocząć i powoduje, że głowy kości udowych idealnie wpasowują się w panewkę stawu biodrowego.
Słyszałam również opinię, że dziecko noszone w chuście nie rozwija się prawidłowo, nie nauczy się chodzić, czy też raczkować. Hmmm.. no cóż.. pytanie czy ktoś kto tak sądzi uważa, że dzieci w chuście nosi się przez 24 godziny na dobę? Otóż nie.. jak każde dziecko, dzieciaczek noszony w chuście potrzebuje i domaga się również swobody ruchów, ma naturalną potrzebę poznawania świata, różnych faktur i kształtów, więc należy mu dawać taką możliwość odkładając na podłoże, bawiąc się z nim czy pokazując mu, co go otacza.
A słyszeliście o tym, że nie należy nosić w chuście, bo dziecko się udusi? Też to słyszałam.. prawidłowa pozycja w chuście, to pozycja pionowa - pozycja fizjologicznej kifozy, która sprzyja dobremu oddychaniu, a zamotane tak dziecko ma dobrą wentylację powietrza, gdyż z każdej ze stron dociera do niego powietrze. To prawda, że jest przyklejone do rodzica i bardzo do niego przytulone.. ale nawet jeśli przytuli się czółkiem do klatki piersiowej (co raczej zdarza się bardzo rzadko, bo chętniej dzieciaczek przytula się policzkiem) i tak ma w taki sposób umożliwione dojście powietrza.

4. "Za bardzo przywiążesz do siebie dziecko" - poważnie? Nie zauważyłam.. wręcz przeciwnie, widzę, że dziecię jest śmielsze, pewniejsze siebie, a ostatnio u swojego kuzyna czuł się jak u siebie, natomiast jego kuzyn (a propos nie noszony) czuł się niebyt swojo na własnym terenie.. Dodatkowo zauważyłam, że przy dziadkach (którzy nie noszą) nie zauważa w ogóle mojej obecności i właściwie nie jestem mu potrzebna, co najwyżej tylko do jedzenia lub kiedy chciałby iść spać.. niestety moje dziecko jest sprzedawalne, chętnie idzie do osób, które bardzo dobrze zna i z którymi ma kontakt.

5. "Chusta to wymysł współczesności, dziwna moda, która szybko przeminie" - niestety zgodzić się nie mogę.. raczej wózek to wymysł współczesności.. pojawił się zaledwie w XIX wieku i na początku był dostępny tylko dla wyższych sfer, nie każdego było na niego stać.. a wcześniej, co było? No właśnie chusta, co prawda niekoniecznie w takiej postaci, jak jest teraz, ale istniały wcześniej chusty trójkątne lub kwadratowe. W dawnej Polsce nazywały się różnie w zależności od regionu: szmata, płachta, chycka, zajdka, odziewacka, czy hacka.

6.  "Wiązanie chusty jest trudne i skomplikowane" -  no cóż.. myślę, że jak każdą nową umiejętność trzeba ją pojąć, a to wymaga czasu i ćwiczeń.. to jest jak z umiejętnością wiązania sznurowadeł.. tego kiedyś również musieliśmy się nauczyć, a jak już to pojęliśmy, zawiązanie ich zajmuje praktycznie chwilkę. Tak samo jest z motaniem chusty, z pewnością pomocna będzie dobra instrukcja (która często dołączona jest do chusty) lub warsztaty chustowe czy indywidualne konsultacje.. kiedy już pozna się zasady prawidłowego motania i poćwiczy, wtedy wiązanie stanie się łatwe, szybkie i przyjemne :)

7. "Noworodka nie należy nosić w chuście, a jeśli już to tylko w pozycji leżącej" - chusta nadaje się do noszenia dzieci od pierwszych dni życia maleństwa, ponieważ prawidłowo zamotana pozwala otrzymać i utrzymać fizjologiczne ułożenie w pozycję całkowitej kifozy (pozycję podobną do pozycji w brzuszku mamy) tj. odpowiednie wygięcie kręgosłupa w literę C oraz odpowiednie rozstawienie nóżek, zabezpieczając przy tym główkę, która przy takim ułożeniu opada na klatkę piersiową noszącego. 
Pozycja leżąca tzw. pozycja kołyski nie jest odpowiednią pozycją, ponieważ jest wiązaniem niestabilnym i asymetrycznym. W tym wiązaniu nie ma możliwość uzyskania prawidłowej pozycji zgięciowo-odwiedzeniowej, ponieważ występuje jednostronny nacisk na miednicę dzieciątka. Występuje silny nacisk na kręgosłup szyjny, zaś broda dziecka jest dociskana do klatki piersiowej. co gorsza przy takim wiązaniu powstać może „efekt scyzoryka” – dziecko „zegnie się w pół” oraz występuje tu bardzo utrudniona cyrkulacja powietrza.

8. "Trzeba zainwestować w kilka modeli chust oraz trzeba dokupić różne inne akcesoria wspomagające noszenie np. kurtkę dla dwojga" - jest to przede wszystkim indywidualna sprawa każdego noszącego w chuście. Chcesz kupić kilka modeli chust - kupuj. Ale po co? Dobrze przemyślana sprawa kupna chusty, odpowiedni materiał oraz długość chusty pozwoli cieszyć się jedną jedyną bardzo długo, a nawet kiedy już zdecydujesz się na drugie dzieciątko - może ono z niej również skorzystać. Przy wyborze chusty trzeba się przede wszystkim kierować splotem, tym, czy chcesz nosić swoje maleństwo sama czy również z partnerem, jakimi wiązaniami chcesz się posługiwać (od tego zależy długość chusty). Przecież nawet przed kupnem wózka najczęściej sprawdza się modele, ich funkcje.. wyszukuje się odpowiedniego dla własnych potrzeb.. tak samo jest z chustą.. a jeśli przytłoczy Cię nawał informacji, zawsze możesz zapytać doradcę, który pomoże Ci dobrać odpowiednią dla siebie chustę.
To prawda chusta jak wszystko również się brudzi.. i nie da się tego uniknąć.. ale naprawdę w zupełności wystarcza jedna, a wypranie jej nawet późnym popołudniem zagwarantuje, że następnego dnia rano będzie już sucha. 
A dodatkowe akcesoria? W zimne dni nie jest wcale potrzebna kurtka dla dwojga w zupełności wystarczy kurtka partnera lub po prostu za duża :P bez problemu pomieścicie się w takiej obydwoje.. no chyba, że koniecznie chcesz kupić taką typowo do noszenia dzieciaczków to proszę bardzo.

9. "Noszenie latem w chuście jest niewygodne i jest zbyt gorąco" - to prawda wiele razy po letnich spacerach w chuście okazywało się, że miałam spoconą bluzkę, tak samo jak Robaczek, ale któż nie poci się latem? Najczęściej taki fakt odkrywałam dopiero po odmotaniu się i nie odczuwałam, dyskomfortu z tym związanego. Warto pamiętać, że ciała noszącego i dziecka dostosowują się temperaturą i nie ma ryzyka przegrzania. A jak słoneczka za bardzo grzeje, to bardzo dobrze sprawdza się zwykła parasolka przeciwdeszczowa.. rewelacyjnie ona osłania przed nadmiarem promieni słonecznych, skrywając zamotanych w swoim cieniu :) 

Znacie jeszcze jakieś mity, które Was choć trochę niepokoją? Zawsze możecie do mnie napisać, a ja chętnie rozwieję wszelkie wątpliwości :P

Oczywiście nie uważam, że noszenie w chuście jest jedyną i słuszną formą transportu. Każdy ma wybór i wybiera to, co jest dla niego najlepsze i najwygodniejsze, i to, co najbardziej mu odpowiada.