niedziela, 6 marca 2016

Kropla życia.. czyli moja historia laktacyjna



Temat karmienia piersią pojawił się właściwie dopiero jak mój Pierworodny buszował już całkiem uporczywie w brzuszku.. ograniczył się on jednak tylko do jednego:"Chciałabym karmić piersią." Koniec. Kropka. 
Oczywiście było to raczej chłodne stwierdzenie i świat się przecież nie zawali jak podam dziecku mieszankę.. w końcu to takie samo mleko.. no dobra.. powiedzmy, że niewiele się różni.. oj.. jakaż ja byłam nieświadoma.. 
Nie będę się tu jednak rozpisywać na temat mleka kobiecego i jego cech, zalet itd. Od tego są bardziej wyedukowani ode mnie. Zachęcam do zaglądania na blog Hafji, tam znajdziecie przydatne rzeczy dotyczące karmienia piersią i przede wszystkim rozwiejecie swoje wątpliwości.

Dziś zastanawia mnie jedno. Dlaczego nikt nie drąży tematu jak jeszcze jest czas się przygotować? Dlaczego na każdym kroku bombardują nas designerskimi wózkami, łóżeczkami z baldachimem, markowymi ciuszkami, a kropką nad i jest oczywiście mleko modyfikowane? 
A ja się pytam, gdzie w tym wszystkim dziecko, na które tak czekamy? Przecież Jemu do szczęścia nie potrzebne jest to wszystko.. on potrzebuje tylko matki.. jej bliskości, zapachu.. jej mleczka i wszystko co z nią związane.. bo innego świata nie zna.. innego świata się lęka.

Cóż zanim do tego doszłam, musiało potrwać.. z Pierworodnym w brzuchu żyłam jeszcze w tej błogiej niewiedzy.. dopiero jak się urodził nagle wszystkich olśniło, że Dziecię trzeba karmić.. zupełnie tak, jakby nikt wcześniej o tym nie wiedział.. i te ciągłe pytania:
- Karmisz? 
- Przesypia Ci noce, czy musisz karmić?

Kurde.. aż się chce odpowiedzieć, zgodnie ze słowami mojej koleżanki, odjazdowej i dosadnej blogerki Noemi: "Nie, głodzę!"

a potem:
- Jeszcze karmisz?
- A czy on nie jest już za duży?
- Zacznij go odstawiać, bo uzależnisz od siebie dziecko.
- Odstaw już, jak długo chcesz go jeszcze karmić? Do 18-stki?

Nosz kurka.. będę karmić jak mi się chce i nikomu do tego.. i powtórzę zgodnie z hasłem na mojej koszulce: "Tak, nadal karmię. Nie, to nie Twoja sprawa". A dla trujących mi d.. dodam, że będę tak długo karmić, aż nie znajdzie sobie innych cycków :P

Jak to jest, że kiedy już Dzieciątko się urodzi i karmimy, to nagle wszyscy "życzliwi" mówią nam jak i kiedy karmić.. co jaki czas, do kiedy.. kiedy i w jaki sposób rozszerzać dietę? A kiedy wcześniej była potrzebna pomoc w kwestii edukacji laktacyjnej - to nikogo nie było..

No ale zacznę od początku.. nie było kolorowo.. zresztą jak całe macierzyństwo nie jest kolorowe, jak próbują nam wmówić wszyscy dookoła.. pokazując uśmiechnięte, wypoczęte mamusie, lśniący czystością dom, uśmiechnięte i pachnące niemowlaczki.. ehh.. niewątpliwie to cudowny czas.. ale nie tylko usłany różami. Wymaga on od nas niesłychanego wysiłku, zaangażowania.. ale większość z nas robi to z ogromnym uczuciem miłości i zadowolenia.. mimo, że czasem padamy na gębę. 

No dobra a co z tą laktacją? Wpis miał być totalnie laktacyjny, a tu jakieś wywody z serii: "uciemiężona matka wylewa swe żale". 


Tak naprawdę zaczęło mi zależeć na karmieniu piersią, kiedy po ciężkim porodzie Pierworodnego, o którym możecie poczytać tutaj, powtarzała mi tylko jedna przyjazna Pani - Oddziałowa Noworodkowa, że najważniejsze, abym teraz karmiła Dziecię piersią, bo jest mu to niezbędne do dobrego rozwoju. Taaa.. niestety to była tylko jedna osoba, która uważała to za ważne. A reszta szpitalnego personelu? Cóż, traktując mnie instrumentalnie, obmacując cycki, zachwalając moje pięknie wykształcone brodawki sutkowe (swoją drogą, z których jestem dumna :P) i tak twierdzili jednogłośnie: "nic tu nie będzie". "Pani to niech się na butle nastawi. Cyckiem karmić nie będzie." Całe szczęście, moje Dziecię było mądrzejsze od tej całej bandy niedouczonych. Praktycznie przez cały pobyt w szpitalu po porodzie dosłownie wisiał mi na piersi.. i pamiętam komentarze pielęgniarek i lekarzy, jak wchodzili do sali: "Pani jeszcze karmi?" albo "Pani znów karmi?" "Młody się zapewne nie najada." "Pani nic tam nie ma.". 

Nosz kurna.. jak przy takich komentarzach kobieta, co świeżo została matką może reagować. Załamka totalna.. karmiłam i ryczałam.. kompletnie nie wiedziałam, o co temu dziecku chodzi.. czułam się przede wszystkim niekompetentnym rodzicem, a wszyscy dookoła, utwierdzali mnie w tym zamiast wesprzeć i doradzić. Już nawet mój Wielbuond miał kupować butelki i mleko.. 

Robaczek, właściwie nie płakał.. no chyba, że go odkładałam do "akwarium". No to też Młody wciąż był ze mną, wisząc na mnie lub śpiąc. Zagubiona totalnie nie odnajdywałam się w tym.. i mimo, że usilnie trzymałam się myśli, aby karmić Go piersią, bo wiedziałam, że jest to dla Niego teraz najlepsze, to i tak kilkakrotnie dopadło mnie zwątpienie.  

Ale, całe szczęście jestem typem wrednym, co robi na przekór wszystkiemu.. i chciałam udowodnić sobie i innym, że będę karmić piersią.. i całe szczęście Młody mi jeszcze w tym pomógł. 
Jak wróciliśmy do domu, mleko dosłownie tryskało ze mnie na kilometr.. wystarczyło, że Młody tylko lekko zakwilił i już.. bar serwował wyśmienite mleczko.. 

Jak to możliwe?

To proste.. laktacja jest w głowie.. to od niej wszystko się zaczyna. Nastawienie, poukładanie sobie, o co w tym karmieniu chodzi, chęć i przede wszystkim walka.. i osiągniesz sukces. Pamiętaj jednak o tym, że jeśli sama nie jesteś tego pewna, to nikt za Ciebie nie zdecyduje! Przy dobrej pomocy i Twojej pracy - sukces gwarantowany!
Dziś z uśmiechem na twarzy i z ogromną dumą mogę tym łachudrom ze szpitala powiedzieć: "A mówiliście, że nie dam rady. a karmię do tej pory!"


No dobra, nie bez przerwy.. mieliśmy jednak małą przerwę - dwumiesięczną w karmieniu, w czasie ciąży z Rybką - moim Drugorodnym Księciem. Ale tu już byłam przygotowana i obyta w temacie, który wałkowałam dość intensywnie przy Robaczku. Byłam więc pewna, ze dam sobie radę. Od początku nastawiona byłam, że cokolwiek będzie się działo to damy radę i nikt mnie nie zagnie, a już na pewno nie przymusi do butelki.. 

Przygotowałam się odpowiednio psychicznie, uszykowałam moje tajne wspomagacze przy laktacji, dostępne w aptece (herbatki laktacyjne i femaltiker) i czekałam na poród i pierwsze dostawienie do piersi. Już w szpitalu walczyłam jak lwica o dostawienie mi dziecka do piersi. Niestety poród przez cięcie cesarskie wykluczył obecność dziecka przy mnie od początku.. ale dzięki obecności mojego Wielbuonda i wręcz upominanie się o nasze Maleństwo, mogliśmy przynajmniej prawie od razu jak wróciło czucie w nogach  (nie pamiętam po jakim czasie, ale dość szybko) cieszyć się bliskością, oczywiście kontrolowaną przez mojego męża, bo jeszcze w ogóle nie mogłam się ruszać.. nie wspominając o potwornym bólu.. ale tym się nie przejmowałam.. ja herszt baba.. nie dam się!!! 

Na noc Dziecię musiało być na oddziale neonatologicznym, po pierwsze ze względu na mój brak możności poruszania się, a po drugie musiał być na obserwacji. Dnia następnego powtórka z rozrywki mój Wielbuond pilnował, co by przywozili Malca, i wspólnymi siłami dostawialiśmy i się karmiliśmy.. Dopiero popołudniu mogłam wstać i zrobić swoje pierwsze kroki uwalniając się z mocnego uścisku wstrętnego łoża boleści.. nie było to łatwe i przyjemne.. ale czułam już się bardziej swobodnie.. w końcu od tego momentu sama mogłam nadzorować wszystko.. a jak już mnie przenieśli na oddział noworodkowy, to było wszystko o niebo łatwiejsze.
Niestety Dziecię nie mogło być ze mną jeszcze przez cały czas, bo musiał być na obserwacji ze względu na ryzyko zakażenia okołoporodowego.. Przez noc dochodziłam na odział, gdzie leżało Dziecię i karmiłam. 

Prawdziwa walka zaczęła się dnia następnego po południu.. Dzieć wisiał bez przerwy na mnie.. gorzej.. każda próba pójścia chociaż do toalety kończyła się rykiem.. potem było jeszcze gorzej.. przy piersi się wyrywał, przytulony we mnie się wyrywał, noszony zasypiał, odłożony ryczał.. i tak wciąż.. diagnoza: nie ma pokarmu.. no dobra, coś tam jest, ale zdecydowanie za mało.. jakieś kropelki, ale nie wypływa.. konieczność podania butelki.. i mój bunt - za cholerę! Chyba oszaleli! Ważenie Młodzieńca - zbyt duży spadek na wadze.. "Albo Pani poda butelkę, albo jutro będziemy zmuszeniu podłączyć mu kroplówkę, jak jeszcze bardziej zleci na wadze.. on musi do jutra przybrać. Nie chce chyba Pani zagłodzić dziecka?" Jeszcze ostatnia próba z mojej strony racjonalnego myślenia - to może laktator? Postymuluję trochę piersi jak Dziecię moje śpi.. może akurat przyspieszę.. Odpowiedź personelu była powalająca: "Po co Pani laktator? Stymulacja? Przecież nabawi się Pani nawału laktacyjnego - a z nim to sobie Pani nie poradzi. Poza tym laktatora nie ma.."
Co może czuć matka po takich słowach? Katastrofa.. a pomoc laktacyjna jeszcze gorsza.. no zagięli mnie.. przy tak stresowych sytuacjach człowiek traci umiejętność racjonalnego myślenia.. i to, co wiedziałam, nagle zniknęło gdzieś w otchłani.. skryło się w tej części mózgu, do której nie prowadzą żadne neurony.. masakra jakaś.. przynosili mleko modyfikowane, a ja ryczałam.. z sił opadłam i podałam niestety.. fatum ciążącej odpowiedzialności za zagłodzenie dziecka sprawiło, że podałam mieszankę i ryczałam, że to robię.. ale nadal walczyłam.. dowałam mieszankę, dostawiałam.. co dwie godziny mimo, że Dzieć spał - dostawiałam: czasem załapał, czasem nie.. W nocy to samo.. spałam z Nim, mimo, że mnie tam pielęgniarki ostro strofowały.. co dwie godziny pobudka i dostawianie.. podawanie mleka modyfikowanego, mój ryk i dostawianie.. i tak cały dzień i noc.. byłam wykończona psychicznie i fizycznie. 

Ale wiecie co? UDAŁO SIĘ! Przetrwałam ten straszny czas.. chyba bardziej stresujący dla mnie niż dla Dziecia, który po dostaniu butelki był zdziwiony i robił oczy jak pięć złotówek, jakby chciał powiedzieć: "O ja pierniczę, leci! Leci mleko jak z fontanny!" A dając mu cyca musiał się trochę namęczyć i naprodukować, aby tryskało mleko.. a i tak nie leciało, aż tak jak z butli.. Wyrodna matka zabrała mu fontannę a dała słomkę..

Teraz z perspektywy czasu wiem, że można by wiele zrobić.. podziałać w kierunku, aby szybciej ruszyła laktacja.. ale to jest jak z dobrze zatańczonym tangiem - do tego trzeba dwojga.. kobieta pozostawiona sama sobie, bez wsparcia, może się zagubić - zupełnie jak ja, mimo, że byłam obcykana w całym temacie..
Teraz wiem, że laktator był dobrą drogą.. przecież odciągnięte mleko mogłam zapodać Rybce albo po paluszku, przez kubeczek, łyżeczką albo cewnikiem.. Tak samo mleko modyfikowane mogło zostać podane cewnikiem, albo tzw. systemem wspomagającym karmienie piersią - pojemnik z mlekiem mama wiesza sobie na szyi, a Dziecię przystawia do piersi, jednocześnie do buzi Maleństwa wsuwa rureczkę połączoną z pojemnikiem, z którego popłynie mleko, gdy Malec zacznie ssać pierś. Jednocześnie karmimy Dzieciaczka, stymulujemy piersi do produkcji mleka, oraz zaspokajamy potrzebę bliskości.

Mój sukces trwa do dziś.. a nawet karmimy się czasem w tandemie.. czasami starszak też przyjdzie, a ja chętnie mu daję swoje mleko.. bo wiem, że to nie jest tylko mleko, to aż MLEKO - moja KROPLA ŻYCIA dla tych moich małych facetów.

A, że było ciężko, chciałam mieć pamiątkę później, kiedy już Młodzi się odstawią i z mleka zostanie tylko wspomnienie.. taką namacalną pamiątkę naszej drogi mlecznej. Pomogła nam w tym niesamowita kobieta z Milky Way Jewelry HandMade With Love


PODSUMOWUJĄC: 
Po pierwsze: Jeśli chcesz karmić piersią swoje dziecko, to przede wszystkim to rób. Nikt tego nie zrobi za Ciebie! Nie słuchaj tych, co mówią, że nie dasz rady, że nic z tego nie będzie. Przede wszystkim znajdź dobrego doradcę laktacyjnego lub promotora karmienia piersią. 

Po drugie: Spokój.. tylko on może Cię uratować!

Po trzecie: Wiedza, że laktacja nie jest w Twoich cyckach i jest zależna od wielkości biustu.. Mam biust jak ziarnko kawy, a karmię z powodzeniem dwójkę! Laktacja jest w głowie!!! 

Po czwarte: Jak jest taka potrzeba możesz się wspomóc.. dla przyjemności pij sobie herbatkę laktacyjną, a jeśli poczujesz, że pojawił się kryzys wesprzyj się Femaltikerem - słód jęczmienny w nim zawarty wspomaga laktację. 

Po piąte: Noś i przytulaj soje dziecko jak tylko możesz.. a nawet z nim wypoczywaj.. ta nieprzerwana bliskość z dzieckiem wpływa na Twoje hormony - zwiększa się poziom prolaktyny, która w dużej mierze odpowiedzialna jest za laktację.

Po szóste: Wsłuchaj się w dziecię -  to ono często potrafi nakierować na odpowiedni tor działania.

Po siódme: Olej "życzliwych", co uważają lepiej, a nie wiedzą nic. Kieruj się najnowszymi danymi, profesjonalnymi informacjami - jest ich pełno, trzeba tylko poszukać.

Po ósme: Dostawiaj, dostawiaj, dostawiaj i jeszcze raz dostawiaj do piersi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz